czwartek, 26 grudnia 2013

Christmas time

W końcu nastał długo wyczekiwany przeze mnie czas Świąt Bożego Narodzenia! Mogę całymi dniami leżeć w łóżku w piżamie i grubych skarpetkach i wychodzić, tylko gdy zacznie się kończyć jedzenie na stoliku nocnym ;). 
Żarty żartami, ale studiując chemię na UW zaczynam zapominać jak miło jest czasami leniuchować i robić TYLKO to na co ma się w danej chwili ochotę. 
Do Świąt Bożego Narodzenia podchodzę bardzo religijnie, ale mimo to kocham "komercyjny" wymiar gwiazdki. Uwielbiam udekorowane witryny sklepowe i kawiarnie z piernikowym zapachem od wejścia. Świąteczną składankę słucham od początku grudnia, a w święta wyszukuję kolędy w rockowym wydaniu. Choinka, mnóstwo światełek, zapach cynamonu i kakao to nieodłączna część końca roku. Nie zapomniałam oczywiście o świątecznych hitach, Kevin dziś był sam w domu, a jutro będzie sam w Nowym Jorku ;), "Love Actually" oglądałam z ukochanym już w poniedziałek. Zdecydowanie mogłabym celebrować Boże Narodzenie cały miesiąc, a nie tylko te kilka dni. 
Po jednodniowym lenistwie, dziś tj. 26 grudnia dom będzie wypełniony gośćmi i wyjątkowo nie tylko rodziną, ale i przyjaciółmi. Będą gry planszowe, kakao z piankami marshmallow i wiele pyszności.
Jak to powiedział mi ostatnio misjonarz, o. Silvanus: "To będzie dobre Boże Narodzenie".
Miał racje ;)
Korzystajmy ile się da, w końcu kolejna gwiazdka dopiero za rok :(.























Spokojnych, leniwych świąt Wam życzę ;)

wtorek, 24 grudnia 2013

Koncertowy zawrót głowy, czyli plany na rok 2014

Nie mogę narzekać na mijający rok, trochę dobrych koncertów było. Jeśli jednak porównam go do tego co na mnie czeka w 2014 to aż zacieram ręce z przyjemnego podniecenia, które zawładnęło moją muzyczną duszą! Będzie się działo!
Moje małe kalendarium ;)


30.01.14  Royal Republic, Klub Hybrydy
Zaczynamy dość delikatnie. Byłam już raz na ich koncercie i panowie zawładnęli moim sercem (i muzycznym i kobiecym ;)). Każdy ich kawałek to inna opowieść, nigdy nie wiadomo czego można się po nich spodziewać. Styczniowy koncert będzie akustyczny, więc tym bardziej zastanawiam się co nowego przygotują...



No nie mogę, gdy tylko ich słyszę uśmiech sam się ciśnie na twarz :D


12.03.14 Five Finger Death Punch, Klub Stodoła
To zdecydowanie inna bajka. Heavy metal w najczystszej postaci. Nigdy nie byłam na takim koncercie w klubie... Przyznam szczerze, że czuję dreszcz podekscytowania, ale jest to bardzo pozytywne uczucie ;).




04.06.14 Avenged Sevenfold, Atlas Arena (Łódź)
Ten koncert stoi pod WIELKIM znakiem zapytania... Generalnie kocham ten zespół od gimnazjum, wychowałam się na nim muzycznie i od paru lat marzyłam o tym, aby w końcu dowiedzieli się gdzie jest Polska i przyjechali. Niestety dowiedzieli się tylko gdzie jest Łódź... Niby to niedaleko, ale czerwiec to dość gorący okres na uczelni... Poza tym sama nie pojadę, więc liczę na T. lub Sis!!! M.Shadows <3



Miło się słucha i patrzy... ;)


11.07.14 Metallica, Stadion Narodowy (Sonisphere)
Także tego... ;) Ten zespół zawsze był dla mnie legendą, czymś tak dalekim i nieosiągalnym, że mogłam tylko o tym marzyć. Od kiedy zaczęłam spotykać się z T. Metallica stała się dla nas symbolem tego co nas łączy. Dlatego, gdy tylko dowiedzieliśmy się, że przyjeżdżają jasne było, że bilety kupujemy pierwszego dnia, gdy ruszyła sprzedaż. Nie ma, że drogo, że zbankrutujemy ;) Nie, nie, nie! Bilety muszą być! (i już czekają ;))



Klasyk...







Gwiazdkowym prezentem od ukochanego też się pochwalę... ;) 

Oprócz wymienionych przeze mnie "pewniaków" będzie też wiele spontanicznych koncertów polskich zespołów, jak co roku WOŚP i wszystkie juwenalia... To będzie dobry rok!

sobota, 9 listopada 2013

Posłaniec uczuć

Gdy zobaczyłam tę nazwę na jednej ze stron na facebook'u, byłam lekko zaintrygowana... Brzmiała dla mnie jak tytuł wiersza czy książki, a nie kawiarni...

Tym bardziej, jak najszybciej chciałam dowiedzieć się "z czym to się je" i czy zaintryguje mnie w tym miejscu coś więcej niż sama nazwa .


Długo nie zwlekając (minęły chyba 3 dni po tam jak dowiedziałam się o istnieniu Posłańca Uczuć), razem z Tomaszem wybraliśmy się tam w jedno wyjątkowo "jesienne" popołudnie. Pierwszy plus jak dla mnie to to, że kawiarnia ta znajduje się idealnie na przeciwko Wydziału Chemii UW, także deszcz praktycznie nas nie dotknął. Znaleźć Posłańca nie jest trudno, już na ul. Wawelskiej znajduje się "wskazówka" gdzie iść :). Samo miejsce urzekło nas domowym klimatem. Czułam się tak, jak gdybym weszła do czyjegoś salonu. Mimo niewielkiego lokalu nie czuło się "wzroku" pani pracującej tam. Cały wystrój idealnie do siebie pasuje choć znaleźć można tam wszytko! Lampy, świeczniki, dynie, jakieś kolorowe łańcuchy, parę gier planszowych, no porostu wszystko!

Oczywiście nie oglądaliśmy tylko wnętrza, ale także próbowaliśmy menu. Na początek wybraliśmy latte i napój imbirowy. Kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła to to, że do mojego napoju Pani przyniosła mi... słój miodu lipowego :P! Jak dla mnie super pomysł! Po pierwsze posłodziłam sobie tyle ile lubię, a po drugie jeszcze bardziej poczułam się jak w domu! Jedyny minus to fakt, że łyżeczka którą dostałam do napoju była zdecydowanie za krótka do tak wysokiej szklanki i miałam mały problem z wymieszaniem miodu... No nic, czasami trzeba się pomęczyć ;).
Kolejną rzeczą, którą chciałam spróbować była zupa krem z brokułów z mlekiem kokosowym. Widziałam na ich funpage'u jak ją podają i byłam bardzo ciekawa czy nie są jednym z tych lokali, gdzie na stronie wszystko pięknie i cudowanie, a dla zwykłego klienta to już tak na "odwal się". Nie zawiodłam się! Krem dostałam w pięknej glinianej misie z przykrywką podaną na drewnianej desce, do tego kromki świeżego, chrupkiego i ciepłego chleba! Na prawdę byłam zaskoczona, że taki mały i chyba nie za bardzo popularny lokal podaje w tak estetyczny i oryginalny sposób. Sama zupa była bardzo smaczna, myślę, że bez tego chleba byłaby mało sycąca, tak więc trafili w dziesiątkę. 
Szkoda, że wybór cist był baaardzo mały, bo mieliśmy ochotę na jakiś deser dorównujący jakością i formą kremowi.

Ceny dość przystępne, kawy mniej- więcej 11-13 zł (z tego co wiedziałam można brać na wynos!), moja zupa kosztowała 12 zł, napój imbirowy 9 zł, a ciasta to koszt 8 zł.
Na pewno nie raz tam wrócimy i nie tylko dlatego, że jesteśmy sąsiadami ;)

Polecam!

Facebook: https://www.facebook.com/PoslaniecUczuc?fref=ts


No i te przepiękne kubeczki... *.*

wtorek, 5 listopada 2013

Bobby Burger

Były już naleśniki, kawy i herbaty. Teraz czas na prawdziwego dorodnego BURGERA! I oczywiście  nie takiego z sieciówki Fast Food typu "żółte M".

Kolejnego popołudnia wybraliśmy się na ul. Emilii Plater do Bobby Burgera. Może nie jestem fanką mięsiwa, ale burgerowy szał mnie ogarnął. Do sporego burgera z konkretnym kawałkiem wołowiny dostaliśmy też kawałek arbuza i pyszne mięsiste frytki! Idealny sos, warzywa, kotlet... Mmmm aż robię się głodna na samą myśl! Do burgera polecam lemoniadę, genialną lemoniadę!
Lokal bardzo przyjemny blisko Złotych Tarasów, ceny prawie jak w typowych sieciówkach.
Mimo iż baardzo mi smakowało, chętnie przejdę się do innych tego typu miejsc, aby mieć porównanie :).
Tak czy inaczej w mojej skali 10/10!!!
PYCHA PYCHA PYCHA PYCHA :)

Facebook:https://www.facebook.com/burgerbobby?fref=ts






sobota, 12 października 2013

Serj Tankian in Warsaw, Poland

Najczęściej moje wpisy są opóźnione jakiś tydzień od rzeczywistość. Czasami nawet dłużej. Dziś jednak chcę napisać na świeżo, tak aby emocje były jeszcze we mnie, żeby nic nie stracić.

Jest już późno, a oczy same się zamykają. W końcu to był ciężki dzień na uczelni- zajęcia od 8 rano i wejściówka na organach z "generałem organ". Przetrwałam to, bo wiedziałam, że wieczorem czeka mnie nagroda, nagroda nie tylko za dziś, ale za cały poprawkowy wrzesień i pracowity sierpień, za całe moje wysiłki "pot, łzy i krew".
Tak, dziś odbył się długo wyczekiwany koncert- Serj Tankian w Warszawie! Mam jedną zasadę, mogę oszczędzać na wszystkim, ale nie na koncertach. Jeśli chcę iść na jakiś występ, wydam wszystkie pieniądzem i nawet się zapożyczę, ale pójdę. Tak było i tym razem. Kupiliśmy najlepsze bilety jakie były dostępne. Co prawda na tzw. dostawkach ( co później okazało się dla nas zbawienne), ale nie narzekaliśmy, w końcu byliśmy na parterze Sali Kongresowej, w miejscu gdzie Serj nie był tylko "pikselem" ;).
18.00 Jesteśmy w kongresowej. Radość z czekania była ogromna! "Za chwilę go zobaczymy, za chwilę go USŁYSZYMY!"
19.00 Pierwsze brzmienia orkiestry i ON! Serj! Dopiero co wczoraj ustawiłam sobie jego zdjęcie na pulpicie laptopa, a teraz stoi przede mną na scenie! Czy ja śnię?
Z każde koleją piosenką byłam coraz bardziej szczęśliwa i nawet w pełni symfoniczna Orca, była dla mnie wybitnym dziełem. Serj stworzył całe "przedstawienie", każdy utwór był poprzedzony krótkim wstępem o kataklizmach, braku naturalnych granic, o granicach jakie sami sobie tworzymy i w końcu o nas samych. Dzięki temu Jego koncert był jednym wielkim przesłaniem do fanów. Kolejne piosenki... "Sky is over", "Lie lie lie", "Baby".... Jestem w niebie! Brakowało mi tylko jednego utworu... I wtedy, Serj poprosił, żebyśmy wstali... W tym momencie mojej opowieści jest miejsce na nasze dostawki. Gdy tylko ludzie z pierwszych rzędów zaczęli nieśmiało podchodzić pod samą scenę, razem z Tomaszem, opuściliśmy nasze miejsca i bez żadnego problemu i przeciskania się między rzędami stanęliśmy.... Metr przed Serjem! Dosłownie na wyciągnięcie ręki! W tak idealnym miejscy wysłuchaliśmy (oraz wyśpiewaliśmy) "Empty Walls"- czyli ostatnią z wymarzonych przeze mnie piosenek. Nie był to jednak koniec ;). Fani nie dali zejść mu ze sceny, dlatego dostaliśmy jeszcze kilka kawałków.
Podsumowując, to był najlepszy koncert mojego życia, spodziewałam się na prawdę dużo (choć słyszałam często zdania " nie nastawiaj się, bo później będziesz żałować"), dostałam znacznie więcej. Nie żałuję niczego, mam wrażenie, że ten koncert był prawie za darmo. Przerażające jest to, że gdy stałam tak przed nim to zapamiętałam każdy detal jego wyglądu, wszystko. Nie wiadomo czy kiedyś będę miała znów taką możliwość. Nie chciałabym nic z tych rzeczy zapomnieć- zaczynając od emocji wypisanych na jego twarzy, kończąc na wzorku na kołnierzyku...

Cudowne przeżycie, które zapamiętam na zawsze!


" Każdy jest nauczycielem - im częściej spotykam ludzi i z nimi rozmawiam, tym więcej się uczę. Dziecko z ulicy, które się uśmiecha, jest nauczycielem, bo przypomina o tym, żeby się uśmiechać. "
Serj Tankian






Serj Tankian- dobry Pan z ciepłym spojrzeniem i uśmiechem "od ucha do ucha" :)








Szczęśliwa J. xoxo

czwartek, 3 października 2013

Studenckie wyjazdy, czyli wrześniowy Kazimierz

Koniec sierpnia i połowa września należała do poprawek. Praktycznie "nie wychodziłam z książek".
Przyszedł jednak długo wyczekiwany 14 września. Była to kolejna miesięcznica mojego związku z T. ;). Wiem, że może wygląda to dość dziecinie, ale chociaż w małym stopniu staramy się jakoś świętować ten dzień. Dla nas jednak to już tradycja, żeby przez ten jeden dzień w miesiącu choćby się paliło i waliło my musimy robić coś wyjątkowego.
W tym miesiącu padło na krótki, bo jednodniowy wyjazd do Kazimierza Dolnego położonego około 150 km od Warszawy. Połączenie busami jest idealne- jadą z centrum Warszawy i kończą trasę zaraz przy Kazimierzowskim rynku.
Za każdym razem, gdy jadę w to miejsce odnajduje inne miejsca, każda pora roku w inny sposób podkreśla piękno tego miasta. Żeby nie zanudzać swoimi wywodami i zachwytem postaram się w kilku punktach podać "must see" Kazimierza ;)

Góra Trzech Krzyży- góra, z której rozciąga się przepiękny widok na miasto, wąwóz i Wisłę. Nazwa wywodzi się ze stojących na niej trzech wysokich krzyży przypominających o trzech zarazach jakie nawiedziły Kazimierz.






Klasztor oo. Reformatów- nawet jeśli nie jesteśmy gorliwymi katolikami warto tam zajrzeć choćby po to, aby zobaczyć Kazimierz z kompletnie innej perspektywy. Ponadto Ojcowie prowadzą sklepik z naturalnymi kramami, maściami, nalewkami, syropami "domowej roboty" .




Wąwóz- byłam tam późną jesienią i późnym latem. Zdecydowanie teraz było tam po prostu cudownie, drzewa lśniły kolorami, a słońce które przebijało się przez liście umilało nam wycieczkę.




Piekarnia i piwniczka Sarzyńskich- piekarnia oferuje cudowne cista i ciasteczka, kawę i GENIALNĄ gorącą czekoladę, zdecydowanie zawsze tam rozpoczynam dzień w Kazimierzu. Piwniczka jest otwarta tylko w sezonie jesienno-zimowym za to jej klimat jest urokliwy- kominek świece, drewniane rzeźby aniołki. Gdy byłam tam przed Wigilią była świeża choinka, ciepło i przytulnie.
PS. W piwniczce numerem jeden jest żurek w chlebie!





Baszta i ruiny zamku- znajdują się niedaleko Góry Trzech Krzyży, kolejny piękny widok którego nie można ominąć ;)





Duży i mały rynek- przy dużym rynku znajduje się kilka galerii z piękną drewnianą biżuterią i sławnymi rzeźbionymi aniołami, bardzo miło popatrzeć. Często odbywają się tam koncerty i festiwale ;). Na małym rynku co sobotę jest targ na którym znajdziemy zarówno pamiątki z Kazimierza, futra, sezonowe owoce i warzywa oraz masę "rupieci" ;) dla każdego coś dobrego!





Knajpa Artystyczna- idealne miejsce na obiad, lokal bardzo przyjemnie urządzony,a jedzenie przepyszne! Szczególnie łosoś... Mmmm zrobiłam się głodna :/





Co więcej... Na pewno warto zajrzeć do kawiarni "Ambrozja"  na lody, na trakt nad Wisłą na spacer, piękny jest też kościół, oraz niezliczona ilość uliczek pełnych galerii sztuki, obrazy i rzeźby dosłownie wylewają się tam na chodnik, mimo iż koneserką sztuki nie jestem, to byłam zauroczona ;)
Jestem pewna, że ile tylko jest turystów tyle miejsc do polecenia. Wspólne jest jedno: jak raz się pojedzie do Kazimierza, będzie się tam wracało latami! 

czwartek, 12 września 2013

Świat oszalał, czyli Bubble Tea!

Świat oszalał. Teraz nie chodzi się na kawę, teraz chodzi się na bubble tea!
Mieszanina herbaty z sokiem owocowym lub śmietanką do tego kulki z tapioki. Dodatkowo możemy wybrać sobie galaretki lub strzelające sokiem kulki.
Herbaciarnie bybble tea powstają na każdym kroku ( na samej Chmielnej są 3!).
Jakby mogło być inaczej, ja też musiałam spróbować. W ostatnim czasie byłam w dwóch lokalach, w "Bubbleology" i w "Bubble Tea". Niby podają to samo, ale zdanie mam odmienne.

Zacznę do końca. Bubble Tea to mikroskopijna herbaciarnia z kilkoma stolikami na ulicy. Wszystkie soki trzymają na widoku w białych plastikowych baniakach podpisane markerami... Hmm... Jak dla mnie wygląda to trochę nieestetycznie... Co dalej. Opakowania wieją kiczem, tzn na foliowej "przykrywce" widnieją chińskie znaczki, co jakoś nie wzbudza mojego zaufania. Kolejny minus to słomki! Tak, nawet słomki nie są w porządku, ponieważ są za wąskie jak na galaretki, które wybrałam do mojej herbaty. Sam napój był znośny. Niestety nic więcej nie mogę o nim powiedzieć. Jedyny plus to ceny, które są troszeczkę niższe niż u konkurencji. Posłużę się cytatem Tomasza: "Chcesz mieć jakość musisz zapłacić.".
No dobrze znalazłam jeszcze jeden plus, bardzo miła, męska obsługa, no cóż jestem kobietą, lubię być obsługiwana przez przystojnych mężczyzn :D.

Teraz czas na Bubbleology. To jest zupełnie inna bajka. Zacznijmy od lokalu, który jest wystylizowany na laboratorium chemiczne. Dużo wzorów chemicznych, próbówek i  układu pierwiastków. Fakt, podoba mi się to, bo studiuję chemie, ale sam lokal jest estetyczny, a to podoba się wszystkim. Na kubeczkach odnajdziemy ciekawostki naukowe z życia codziennego, nie ukrywam- czytam je :p Sam napój jest pyszny, piłam już chyba połowę z ich propozycji, jedyne co to owocowe herbatki są trochę za słodkie więc warto poprosić o połowę soku. Moim numerem jeden jest melon! No i ostatnia rzecz to słomki, nie są za wąskie :P.
Chyba nie muszę mówić, który lokal polecam, wybór dla mnie jest prosty. Jeśli bubble tea to tylko w Bubbleology!

Facebook:







czwartek, 22 sierpnia 2013

"Parostatkiem w piękny rejs..."

Kolejny pomysł na słoneczną niedzielę- rejs po Wiśle! Nasza podróż zaczęła się w Warszawie, a skończyła w pięknym Serocku. Mimo, że płynie się dość długo (około 4 godziny w jedną stronę) niespecjalnie się nudziłam, a to za sprawą jednego marynarza, który zabawiał mnie swoją rozmową ;). A tak poza tym. Szkoda, że w Serocku postój trwa tylko 1,5 godziny, bo z wielką chęcią zwiedziłabym to miasteczko dokładniej, bo jest prześliczne! Bilety z tego co wiem kosztują 36 zł, co jak dla mnie nie jest dużo, zważając na to ile widziałam i jak miło spędziłam czas.

 Strona www: http://www.ztm.waw.pl/?c=148&l=1



  :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

4 Czwarte

Dziś spędziłam wieczór miedzy przystojnymi tenisistami i jeszcze przystojniejszymi kelnerami ;). Zawitałam do restauracji 4 Czwarte, która mieści się przy kompleksie sportowym Warszawianka. Nie powiem, trafić tam nie było prosto, kilka razy pytałam o drogę, ale gdy już mi się udało stwierdziłam, że było warto się trochę namachać.
Mimo, że spodziewałam się dość "sztywnej" atmosfery od wejścia przywitał mnie bardzo przyjemny klimat, dużo koloru i światła. Kolejne na co zwróciłam uwagę to obsługa, uśmiechnięta, spokojna i bardzo opanowana. Aż miło było usiąść przy nich i napić się kawy.
No właśnie kawa! Mmmmmm... Co to była za kawa!  Zdecydowanie lepszej dawno nie piłam, a jestem dość wymagająca jeśli chodzi o ten napój. Nie może być za mocna, ale gdy jest za dużo mleka to też lipa, do tego dobrze spienione mleko z jakimś ciekawym wzorkiem i ostatnia kwestia, nie mniej ważna od jakości kawy to sposób jej podania. Tu bardzo ciekawie, do kawy dostałam małe, pieczone na miejscu ciasteczko, bardzo miły gest ;). Na prawdę nie miałam ochoty stamtąd wyjść! I choć do tenisa jak na razie mi daleko czułam się tam bardzo na miejscu. Spokój, cisza, pyszna kawa i rozmowa z cudownym kelnerem... To to czego było mi trzeba po ciężkim dniu w pracy. Zdecydowanie spełnili moje wszelkie pragnienia tego wieczoru ;).

Niedługo znów ich odwiedzę, a może kiedyś uda mi się też pograć w tenisa... Oby tak dalej!










xoxo, J.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Sklep dla samobójców

Jak co miesiąc 14 dzień jest dla mnie szczególny. Tym razem z T. poszliśmy do kina.
Padło pierwsze pytanie "Na co?". Na początku myśleliśmy o "Jeźdźcu znikąd", ale jakoś nie miałam nastroju na tego typu film. Co innego? "Sklep dla samobójców". Filmu nie znałam. Wiedziałam tylko, że to bajka o bardzo ciekawej grafice.
Mimo, że film jest wyjątkowo krótki (80 min.) byłam nim oczarowana! Świetne żarty, ogromy dystans i jeszcze raz świetne żarty. Gdyby nie to, że muszę uczyć się do kampanii wrześniowej poszłabym na niego jeszcze raz, bo na prawdę warto.
Wbrew pozorom bardzo optymistyczny film :))


:)












XOXO J.

piątek, 16 sierpnia 2013

Kilka słów o najlepszych belgijskich frytkach w mieście

Przez przypadek trafiłam na ich stronę na Facebook'u. Pomyślałam, czemu by nie. Choć jakoś szczególnie za frytkami nie przepadam, to stwierdziłam, że może to być kolejne kulinarne doświadczenie godne opisania na blogu. Nie myliłam się.
Okienko znajduje się na Polnej 22, zaraz przy Metrze Politechnika (więc trafić jest na prawdę prosto). Jak można się domyślić nie jest to duży lokal. To zwykło okienko z prowizorycznymi "stolikami" na chodniku. Ceny są zaskakująco niskie, a jedzenie pyszne! Grube, miękkie w środku frytki, z robionymi na miejscu sosami ( polecam suszone pomidory). Spokojnie dużą porcją można się najeść i spędzić miło czas na świeżym powietrzu :)).

Facebook: https://www.facebook.com/pages/OKIENKO/236509463070369?fref=ts









XOXO, J.

Zalew

Kolejna fala upałów, sprawia, że na nic nie mam siły. Cały tydzień pracuję w klimatyzowanym wieżowcu, w którym bądź co bądź bardzo marznę... Ciężka sprawa, bo niby jak tu się ubrać ? Na zewnątrz +40,a wewnątrz +18, trochę lipa.
Cały tydzień marzyłam tylko o jednym. Wyczekiwałam piątku jak zbawienia. No i w końcu nastał! A w sobotę wyjazd! Tak tak, długo wyczekiwany i planowany wyjazd z przyjaciółmi nad zalew Zegrzyński.
Jadąc nad zalew mamy do wyboru dwie opcje.
OPCJA NR. I
Jeśli chcemy pływać i spalić się na słońcu możemy wybrać tradycyjną, piaszczystą plażę nad kąpieliskiem. Jednak nie polecam, jest ścisk, że ciężko położyć choć najmniejszy kocyk. No i  nie ma mowy, aby znaleźć choć odrobinę cienia.
OPCJA NR. II (my ją wybraliśmy)
Na przeciwległej stronie zalewu nie ma plaży, ani kąpieliska. Jest za to trawa, dużo drzew, cienia i ciszy. Na prawdę przyjemne miejsce. Nie było problemu, aby znaleźć miejsce. Ja się opaliłam, ale gdy chciałam odpocząć od słońca nie było z tym problemu.

Zdecydowanie dla każdego coś dobrego, aż dziwne, że takie miejsce jest tak blisko pełnej zgiełku Warszawy...







Niedzielne popołudnia bez komputera

Ile można siedzieć przy komputerze ? Pogoda w Polsce jest zmienna, lato nie zawsze bywa upalne i co wtedy ?
Wtedy trzeba zdjąć z szafy planszówki! Oj tak, gry planszowe to idealny pomysł na leniwe popołudnia. I nie mam tu na myśli chińczyka, czy warcabów, a na przykład Osadników z Catanu! Jest to cudowna i wciągająca gra planszowa. Grając w nią spędziłam już niejedno popołudnie z przyjaciółmi!  Można w nią grać godzinami,  a i tak nigdy się nie nudzi, do tego ta delikatna rywalizacja :D Hahahah jest cudowna!
Niedługo chcę przetestować jeszcze kilka różnych gier, nie tylko na zimowe wieczory ;).




See you! xoxo

poniedziałek, 22 lipca 2013

"ENEMEF: ODJECHANA NOC KAC VEGAS"

Lipcowa, gorąca noc i Multikino.Nie oglądałam żadnego z czterech filmów (3 części Kac Vegas i Projekt x). Filmy świetne, no może poza Projektem x, który w brutalny sposób zgwałcił mój mózg. Zdecydowanie nie polecam tego filmu.
Myślę, że jeszcze ważniejsze od filmu było towarzystwo, które miałam cudowne. Dzięki temu nie było mowy, żeby usnąć przed końcem nawet tego koszmarnego filmu. Lubię te letnie maratony. Zaczynają się o 22, czyli wtedy gdy zaczyna robić się ciemno, a kończą o 5, czyli wtedy gdy dzień rozkwitł na dobre. Centrum Warszawy w sobotę o tej porze jest przepiękne. Słońce lekko grzeje, nie jest jeszcze gorąco, na ulicach cisza. Po drodze spotykamy tylko piątkowych imprezowiczów. Noc w towarzystwie przyjaciół i Bradley'a Cooper! Mrr, ten facet ma w sobie to coś ;).  Czego można chcieć więcej ?