Do jutra!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą noc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą noc. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 6 maja 2014
Hiszpania dzień pierwszy!
Dziś miedzynarodowo. Poleciałam do Barcelony. Lot sam w sobie wspaniały, ponieważ niebo było błękitne więc widoczność cudowna. Po przylocie od razu pojechaliśmy do hotelu przy la Rambla (najbardziej ruchliwej ulicy). Co na razie mi się rzuciło w oczy? Baaardzo wysokie ceny jedzenia w sklepach i wielu hipsterów. Wszędzie. O każdej porze. Wieczorem przy butelce porto czytaliśmy przewodniki i rozmyślaliśmy nad jutrzejszym dniem (i brakiem wody do picia :/) ;))
Do jutra!
Pierwszy zagraniczny posiłek: tortilla szpinakowa z kozim serem, kurczakiem i warzywami. Smaczna ;)
Do soku owocowego z dodatkiem mleka i porto najlepiej pasują chipsy o smaku oliwy. W końcu Hiszpania.
Do jutra!
Lokalizacja:
Barcelona, Prowincja Barcelona, Hiszpania
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Czy da się zrobić tort pod biurkiem w pokoju?
Ostatni tydzień spędziłam w kuchni- czyli tak jak lubię. W zeszłą niedziele miałam jednak misję specjalną. Urodziny mamy. Musiałam upiec tort, tak żeby jej nie obudzić. Wiedziałam jednak, że ubijanie bitej śmietany o pierwszej w nocy, w kuchni może być kontrowersyjne dlatego postanowiłam przygotować wszystko w pokoju ( gdyby to miało być mniej kontrowersyjne... :P). Wyzwanie podjęte!
Banoffee pie, to w sumie bardziej deser niż tort. Nie raz widziałam go w kawiarniach, ale nigdy nie odważyłam się kupić. Pierwszy raz zrobiłam go na 22 urodziny mojego chłopaka, wtedy miałam komfort robienia w kuchni ;).
Od pierwszego kęsa zakochałam się w tym połączeniu- banany, kajmak, lekka puchowa pierzynka. Podobno, ludzie dzielą się na tych co ubóstwiają banoffee pie i na tych co go nienawidzą . Nigdy nie poznałam tych drugich.
Banoffee pie, to w sumie bardziej deser niż tort. Nie raz widziałam go w kawiarniach, ale nigdy nie odważyłam się kupić. Pierwszy raz zrobiłam go na 22 urodziny mojego chłopaka, wtedy miałam komfort robienia w kuchni ;).
Od pierwszego kęsa zakochałam się w tym połączeniu- banany, kajmak, lekka puchowa pierzynka. Podobno, ludzie dzielą się na tych co ubóstwiają banoffee pie i na tych co go nienawidzą . Nigdy nie poznałam tych drugich.
Banoffee pie
- około 200 g ciasteczek (herbatniki, owsiane, nawet z czekoladą choć dla mnie to za dużo słodyczy)
- 50 g roztopionego masła
- 2-3 duże, twarde banany
- odrobina soku z cytryny
- 250 g serka mascarpone
- 250 ml śmietanki kremówki (30% / 36%)
- puszka masy kajmakowej
- ekstrakt z wanilii
- kakao do posypania
Masło łączymy z rozgniecionymi ciasteczkami (mają mieć konsystencje bułki tartej) i mieszamy, aby przypominały mokry piasek. Wykładamy nimi tortownicę. Maskę kajmakową (nadal w puszcze) podgrzewamy, aby wygodniej się nam ją rozkładało na ciasteczkach. Na kajmak wykładamy pierwszą część bananów i skrapiamy cytryną, aby nie ściemniały. U dużej misce ubijamy serek z wanilią dodając po łyżce śmietanki, całość ma przypominać bitą śmietanę. Wykładamy na wierzch. Na górę możemy ułożyć jeszcze jedną warstwę bananów. W tym miejscu najlepiej, aby deser spędził kilka godzin w lodówce. Przed samym podaniem posypujemy dokładnie kakaem.
Tak jak mówiłam, nie jest trudne, a smakuje cudownie, byłabym w stanie zjeść całość prosto z tortownicy... ;)
Te Święta obfitowały w moje wypieki, banoffee pie to tylko początek...
PS. W zeszłym roku był śnieg... Dużo śniegu. Dziś spędzam popołudnie na tarasie, z laptopem, jogurtowym mazurkiem, sernikiem londyńskim, domowym kompotem mamy i książką o Wenecji... Słońce omywa moją twarz, ptaki zastępują mi muzykę, a kot bawi się na trawniku wśród stokrotek. Czy można chcieć czegoś więcej?
Przepis na sernik i mazurka już niedługo ;)
poniedziałek, 22 lipca 2013
"ENEMEF: ODJECHANA NOC KAC VEGAS"
Lipcowa, gorąca noc i Multikino.Nie oglądałam żadnego z czterech filmów (3 części Kac Vegas i Projekt x). Filmy świetne, no może poza Projektem x, który w brutalny sposób zgwałcił mój mózg. Zdecydowanie nie polecam tego filmu.
Myślę, że jeszcze ważniejsze od filmu było towarzystwo, które miałam cudowne. Dzięki temu nie było mowy, żeby usnąć przed końcem nawet tego koszmarnego filmu. Lubię te letnie maratony. Zaczynają się o 22, czyli wtedy gdy zaczyna robić się ciemno, a kończą o 5, czyli wtedy gdy dzień rozkwitł na dobre. Centrum Warszawy w sobotę o tej porze jest przepiękne. Słońce lekko grzeje, nie jest jeszcze gorąco, na ulicach cisza. Po drodze spotykamy tylko piątkowych imprezowiczów. Noc w towarzystwie przyjaciół i Bradley'a Cooper! Mrr, ten facet ma w sobie to coś ;). Czego można chcieć więcej ?
Myślę, że jeszcze ważniejsze od filmu było towarzystwo, które miałam cudowne. Dzięki temu nie było mowy, żeby usnąć przed końcem nawet tego koszmarnego filmu. Lubię te letnie maratony. Zaczynają się o 22, czyli wtedy gdy zaczyna robić się ciemno, a kończą o 5, czyli wtedy gdy dzień rozkwitł na dobre. Centrum Warszawy w sobotę o tej porze jest przepiękne. Słońce lekko grzeje, nie jest jeszcze gorąco, na ulicach cisza. Po drodze spotykamy tylko piątkowych imprezowiczów. Noc w towarzystwie przyjaciół i Bradley'a Cooper! Mrr, ten facet ma w sobie to coś ;). Czego można chcieć więcej ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)