Ubóstwiam upały...
Mimo to wyczekuję jesieni. Oczywiście nie mówię tu o zimnie, deszczu i szarości, ale o wrześniowo-październikowej pogodzie. Takiej jak teraz! Słońce nadal budzi mnie o poranku i mimo, że muszę założyć ciepły płaszcz i jesienne buty to nie mogę doczekać się porannego wyjścia z domu. Idąc jeszcze opuszczonym chodnikiem o 7:00 w sobotę słońce grzeje moją twarz, a ja z oddali widzę mały brązowy kamyczek błyszczący się na chodniku. Nikt dziś jeszcze tędy nie szedł, może dlatego nikt nie znalazł przepięknego kasztana... Idę dalej. Będąc już na przystanku jak zawsze stoję pod orzechowcem. Ale dopiero teraz patrzę pod nogi i szukam innych dobroci natury. Często schowane pod liśćmi, albo zepchnięte pod ogrodzenie, ja jednak znajduję- pierwszy orzech w tym roku! Z pełnymi kieszeniami mogę jechać na zajęcia (zaczęłam zaocznie gastronomię;)).
Zajęcia skończyłam wyjątkowo przed czasem! Co zrobić, by ten dzień był jeszcze lepszy...
Idąc ul. Marszałkowską spotykam Panią z owocowo- warzywnym kramem przepełnionym jesiennymi smakołykami. Tak. Dokładnie tego mi trzeba. Już od kilku dni "chodziły" za mną gruszki. No właśnie- gruszki. To jedne z tych owoców, które smakują mi tylko w określonym czasie i miejscu. Jadłam soczyste gruszki w Barcelonie i słodkie, wręcz lepkie w Turynie, ale żadne nie były tak pyszne jak te polskie! Rumiane, słodkie, soczyste, po prostu nasze. I to właśnie ten czas, kiedy są najlepsze. Po powrocie do domu naszła mnie ochota na zapiekanki- gruszka, mozzarella. Mmmm... niebanalne połączenia są zawsze najlepsze.
Jedynym minusem jesieni, są coraz krótsze dni. Bo jak tu wykorzystać wszystkie jej dobroci skoro nie ma kiedy?!
Zapada zmrok, a mi w głowie siedzi cisto dyniowe, takie typowe amerykańskie. Może i jest już późno, ale zacznę je robić, żeby jutro po zajęciach już tylko dokończyć.
Dynia. Kolejna bohaterka. Dla mnie to chyba pierwszoplanowa postać. Piękna, pękata i słonecznie żółta, świeżo zerwana z ogrodu kończy swój dumny żywot pod moim nożem i ląduje w garnku. Na małym ogniu przeistacza się w kremowe purre. Jutro zagości na naszym niedzielnym stole w towarzystwie bitej śmietany jako tarta.
Teraz, gdy noc przyszła na dobre, mam ochotę na kubek domowego kakao z bitą śmietaną i cynamonem. Szybko potrafię przestawić się na jesień. W końcu tyle w niej zapachu, smaku i koloru...
Kilka jesiennych zdjęć "ukradzionych" w internecie i krótka foto- relacja ostatnich dni ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz