Jak mówiłam na początku - kocham kuchnię. Kocham jeść (choć podobno nie widać). Kocham też eksperymentować- jak przystało na przyszłego naukowca ;).
Nie łatwo zachwycać się bezmięsną kuchnią jeśli mój chłopak i najlepszy kumpel to typowi "mięsożerni" mężczyźni ( spokojnie z czasem ich przekonam ;)). Od takich przyjemności mam najlepszą przyjaciółkę i jednocześnie siostrę. Już jakiś czas temu Natalia pokazała mi "bezmięsnego kebaba", wiem brzmi to jak, co najmniej schabowy z kaszy lub gołąbki z kalafiora, ale FALAFEL, bo o nim mowa, to pyszna alternatywa dla mięsa. Jak dla mnie jest równie sycący jak tradycyjny kebab, a zawsze to coś innego.
Kolejnym przekleństwem dla mięsożernych będzie zapewne WEGEBURGER. W tym wypadku liczy się także miejsce, a nie tylko jedzenie. KroWarzywa to malutki lokal na Hożej. Można tam dostać wyłącznie wegańskie posiłki na talerzach z otrębów ( podobno są tacy co jedzą też "zastawę", ja nie próbowałam, bo jest wyjątkowo twarda ;)). Wegeburger jest witaminową bombą! Mnóstwo świeżych warzyw, kiełków i "kotlecik". Ja jadłam z kaszy jaglanej, ale są też między innym z tofu i cieciorką. Idealny posiłek na wiosnę.
Podsumowując wegetarianie w stolicy mają dobrze, a bycie "wege" staje się modne. Nie mówię, że od razu rezygnuję z genialnej tortilli z kurczakiem mojego chłopaka, albo z gołąbków mojej mamy, ale od czasu do czasu można zjeść coś innego.
PS. Wegetariańskie przysmaki o których pisałam kosztują w granicach 7- 14 zł, czyli tyle co przeciętny zestaw w Fast Foodzie... Sami wybierzcie co lepsze, ciekawsze i zdrowsze.
Jeśli znacie inne, ciekawe wege - miejsca w Warszawie lub Krakowie, to piszcie- chętnie przetestuje :)